poniedziałek, 6 października 2008

Czas na zmiany - KDE 4

Po zainstalowaniu ostatniej wersji Ubuntu (8.04.1) na domowym komputerze, nadszedł również czas na zmiany na laptopie, którego używam na co dzień. Jak dotąd korzystałem na nim z niewspieranej od jakiegoś czasu wersji 6.10 oraz Windowsa XP, od którego nie zdążyłem się jeszcze zupełnie odzwyczaić. Skoro i tak postanowiłem już zmienić swoje środowisko pracy, to dlaczego nie pójść na całość i nie wybrać czegoś zupełnie świeżego? KDE w wersji 4.1 - bo to właśnie o nim mowa - jest już na tyle stabilnym środowiskiem graficznym, że nadaje się do codziennego użytku, chociaż do stabilności Gnome jeszcze trochę mu brakuje.

Początek oczywiście nie był łatwy: myszka odruchowo wędrowała do lewego górnego rogu ekranu w poszukiwaniu menu programów, zegara również szukałem na górze, a szaro-czarny motyw okien z niebieską tapetą to nie było to do czego się przyzwyczaiłem w Gnome. Moje oczy latały w kółko nie mogąc przyzwyczaić się do nowego wyglądu.

Kiedy już minął pierwszy etap asymilacji, przyszedł czas na bliższe poznanie systemu i jego możliwości, szczególnie w kontekście czynności, które wykonuję na co dzień.

Internet:

Już na początku zaskoczył mnie nie najlepszy wygląd Firefoxa, który w Linuksie korzysta z kontrolek GTK. Wystarczyło jednak skonfigurować gtk-qt-engine-kde4 oraz zainstalować motyw graficzny kde-firefox, aby otrzymać w miarę natywny wygląd.

Praca zdalna:

Bardzo miłą niespodzianką była dla mnie znakomita obsługa serwerów FTP oraz SSH w menadżerze plików Dolphin, który czyni pracę ze zdalnymi katalogami prawie tak naturalną jak z katalogami lokalnymi. Najlepszym tego przykładem może być możliwość edycji plików na serwerze FTP bez ich kopiowania tam i z powrotem. Kolejną nowością jest dla mnie możliwość oglądania filmów wprost z serwera, z czym całkiem nieźle radzi sobie JuK.

Konsola:

Długo nie musiałem szukać zamiennika dla interaktywnej konsoli Tilda, do której przyzwyczaiłem się w Gnome. Yakuake w KDE świetnie się spisuje.
Edytor tekstu:

W Gnomie zawsze brakowało mi naprawdę dobrego edytora tekstu. Ratunkiem okazał się JEdit, który pomimo tego, że miał wszystko czego potrzebowałem, w wielu zastosowaniach po prostu okazywał się za ciężki. Kate w końcu wypełniła tą lukę. Jakby nie okresowe zawieszenia przy obsłudze sesji, byłbym w pełni usatysfakcjonowany.

Po dwóch tygodniach korzystania z KDE jestem z niego naprawdę zadowolony i polecam wszystkim, którzy z jednej strony potrzebują wydajnego systemu do codziennej pracy, a z drugiej strony nie boją się eksperymentować. W tym czasie tylko kilka razy zdarzyło mi się przełączyć na Gnome i ani razu na Windowsa.

Na koniec zamieszczam jeszcze screen z Dolphina, z włączoną opcją podglądu dla aktualnie zaznaczonego pliku. Co ciekawe nie widzimy kodu html, tylko już wyrenderowaną stronę z uwzględnieniem styli i naniesionymi obrazkami.

0 komentarze:

Prześlij komentarz